niedziela, 31 sierpnia 2014

Miyo Sun Kissed bronzer- czyli z czym czas się rozstać.

Jak już wszyscy widzą po żółknących liściach i czują po spadku temperatury nieuchronnie  nadciąga jesień.  Dla mnie jest to czas, w którym muszę zacząć rozglądać się za nowymi kosmetykami do  makijażu twarzy. Moja karnacja jest bardzo zmienna   na wiosnę dość szybko łapie słońce i się opala, natomiast gdy tylko słońca brakuje zaczyna blednąć. Już w październiku jestem całkiem blada choć przyznam szczerze, że lubię tak samo własną opaloną buzię  jak i bladą. Nie mam w nawyku na siłę  przedłużać opalenizny na przeróżne sposoby ani używać całą wiosnę i lato bardzo wysokich filtrów by buzi nie opalać wcale. Nie popadam w skrajności dlatego biorę to co dla mnie niesie natura. Podobam się sobie i opalona i bladziawa :) 

Dobra do rzeczy. W związku z tym, że zaczynam blednąć muszę powoli zacząć rezygnować z  bronzera, którego używałam namiętnie całe lato. W tym sezonie był to Miyo.





Bronzer ten kupiłam już zimą zachęcona opinią, że jest to produkt nadający się dla jasnej cery, który ma chłodny odcień i jest matowy. Pomyślałam kurcze to dla mnie, ucieszyłam się przy okazji jego niską ceną. 
Jakież było moje zaskoczenie po jego zakupieniu (kupowałam go przez internet). Otwieram przesyłkę a w niej bronzer owszem, matowy owszem, natomiast nie o chłodnym odcieniu ani nie nadający się dla mojej  jasnej cery w zimowych miesiącach. Wkurzyłam się i postanowiłam walnąć go w kąt do lata. Przy opalonej buzi kolor już wyglądał ładnie, polubiłam go używałam cały sezon. I tak dziś mogę już o nim napisać. 






Plusy: 

- Opakowanie jest trwałe jak za takie pieniądze zatrzask trzyma, zawiaski również. Po wielu otwarciach nadal muszę włożyć trochę siły  by się do niego dostać, a to lubię mam wtedy pewność, że nie otworzy się w podróży lub kosmetyczce.

- Pigmentacja jest bardzo dobra,  początkującym radzę uważać przy aplikacji.

- Konsystencja jest bardzo ciekawa pomimo tego, że jest w kompakcie ma konsystencję lekko wilgotną trochę jakby kremową. Nie zauważam pylenia ani przy nabraniu na pędzel ani przy aplikacji. 

-Trwałość jest zadowalająca spokojnie u mnie wytrzymuje 5-6
 godzin. 

- Wykończenie matowe. 

-Cena 10 zł za 9g


Minusy: 

- Zapach po otwarciu mnie powalił, jak dla mnie pachnie męskimi perfumami, jest to duszący i utrzymujący się jakiś czas zapach. 

- Słaba dostępność w sklepach stacjonarnych.


Jeśli możesz polecić mi  bronzer o chłodnym odcieniu na zimę dla jasnej karnacji zrób to w komentarzu. :D

Pozdrawiam Emm

sobota, 23 sierpnia 2014

Eveline maseczka z serii Diamonds & 24k Gold

A dziś z innej kosmetycznej beczki mianowicie przedstawiam Wam maseczkę do twarzy z Eveline. Osobiście bardzo lubię maseczki często te 15 min, podczas których mam maseczkę na twarzy nie tylko działa na moją cerę ale daje mi niesamowity relaks i poczucie zaopiekowania się samą sobą.


Producent zapewnia: 



 Maseczka zawiera składniki aktywne: 

- złoto24k 
- ekstrakt z kawioru
- bio kwas hialuronowy
- acacia collagen
- matrixyl synthe 6 
- ekstrakt z masy perłowej

Czyż nie luksusowo brzmi? Bardzo dobre posunięcie producenta  chce się ją kupić za samą nazwę ( seria złoto i diamenty) to jest właśnie  to co kobiety kochają i pragną. I to opakowanie złote, błyszczące piękne z rozrzuconymi diamentami przykuwa uwagę niesamowicie. A te składniki aktywne, złoto, kawior, perły  do tego bio kwas hialuronowy nic tylko kupić, nakładać i czuć się jak bogacz. Hm czy za pięknymi nazwami idzie coś więcej? 

Konsystencja i zapach: 





 Konsystencja jest przyjemna lekko żelowa, nakłada się maseczkę bez problemów, nie spływa, nie zasycha na skorupę a pozostaje żelem do końca. Dzięki temu dość łatwo można ją zetrzeć nawet wacikami. Po nałożeniu widać złote drobinki. 

Co do zapachu pachnie ni to brzoskwinią ni kompotem jabłkowym,po wyschnięciu zmienia zapach na kosmetyczny, natomiast nie przeszkadzał mi  jakoś szczególnie. 

Moje odczucia co do działania: 

Cóż poza luksusem opakowania i składu nie zauważyłam przełożenia na luksusowe działanie na skórze.  Owszem po zdjęciu maseczki czułam zauważalne nawilżenie skóry, natomiast trwało tak krótko, że byłam zdziwiona. Ta maseczka jak dla mnie nie nawilża, co do działania napinającego i ujędrniającego również nie zauważyłam wyraźnie tych cech. Czy wymodelował mi owal twarzy? Hm po kilku użyciach niestety nie, choć ja zawsze jestem sceptyczna co do takiego działania kosmetyków. 

Opakowanie: 

Chcę tutaj zaznaczyć, że wielki plus za możliwość kupna produktu w saszetkach. Przyznaję, że nie lubię kupować maseczek w tubach, gdyż lubię je zmieniać, a nie mieć jedną i tyrać ją z niechęcią aż się skończy, lub wyrzucać prawie pełną. 

Ogólne podsumowanie: niestety nie kupę ponownie, nie spełniła moich oczekiwań. 

Cena ok 3zł 

Jakie masz wrażenia z używania tego produktu? Zachęcam Cię do dodawania komentarzy.

Pozdrawiam Emm

wtorek, 19 sierpnia 2014

Isana 7 ziół szampon do włosów. 

Dziś taki szybki post, bo też produkt ten nie wymaga rozpisywania się. Ostatnio będąc w drogerii trafiłam na promocję tego szamponu i pomimo, że nigdy go nie używałam postanowiłam wydać tą zawrotną kwotę 3,50 za pojemność 400 ml. 



Według producenta szampon jest przeznaczony dla włosów normalnych i przetłuszczających się do codziennej pielęgnacji. Zawiera wit B i pantenol oraz kompozycję ziół.

Moje spostrzeżenia: 

Butelka typowa, bardzo fajnie, że nie zakręcana takich nie preferuję. Konsystencja produktu jest jak dla mnie zbyt rzadka, wolę gęstsze szampony. W zasadzie robi co ma robić myje włosy bez dodatkowych szaleństw w postaci odżywiania, nadawania objętości czy blasku. Łatwości rozczesywania także nie zauważyłam. 

Co mnie w nim urzekło to zapach, dosłownie powalił mnie na kolana. Przypomniał mi dzieciństwo, pachnie pokrzywą a właśnie tak pachniały szampony, którymi mama myła mi głowę gdy byłam małą dziewczynką. Za zapach dałabym mu 6, za przywrócenie moich wspomnień z przed lat. Jestem wrażliwa na zapachy i często kojarzę zapach z wydarzeniem czy miejscem stąd mój zachwyt tym szamponem.    

A Tobie czym pachnie dzieciństwo jeśli chodzi o kosmetyki? Podziel się wspomnieniami w komentarzu:)

Pozdrawiam Emm


Cieszę się, że czytasz i komentujesz!!! Zachęcam Cię do zaobserwowania mojego bloga. Piszę również dla Ciebie :D

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Ziaja med kuracja rozjaśniająca pod oczy.  

Wiele kobiet zmaga się z problemem cieni pod oczami- wśród nich jestem również ja. Jest to bardzo widoczny problem i często nie jest zależny od nieprzespanych nocy, czy choroby. U mnie cienie występowały pomimo wypoczęcia. Oczywiście gdy robię makijaż ratuję się korektorem pod oczy. Niestety wcale nie ma wiele dobrze kryjących korektorów w rozsądnej cenie, które nadają się idealnie pod oczy i nie obciążają dodatkowo delikatnej skóry pod oczami. Między wierszami napiszę, że ja wciąż szukam mego idealnego korektora. Gorzej jeśli nie robiłam makijażu cienie potrafiły być bardzo widoczne. W końcu postawiłam na inną formę walki- poprzez pielęgnację. Wybrałam się do apteki i zakupiłam Kurację z firmy Ziaja, o której poniżej...


 



 Producent obiecuje widoczne rozjaśnienie cieni pod oczami, nawilżenie i tonizowanie okolicy pod oczami oraz uczucie delikatnego chłodzenia.


Opakowanie: 

Opakowanie jest poręczne w formie malutkiej tubeczki zawiera 15ml. produktu. Aplikator pozwala precyzyjnie nanieść preparat w okolicę oczu. 

Moje odczucia i działanie produktu: 

Pierwsze użycie tego żelu to koszmar, nałożyłam go zbyt dużo czego konsekwencją było pieczenie, łzawienie. Niestety w dużej ilości dostał się do mojego worka spojówkowego, co oczywiście było moją winą, a producent przestrzegał by uważać. Pierwsze kilka użyć nie było najprzyjemniejsze delikatne pieczenie mu towarzyszyło, ja natomiast wytrwale używałam i z każdą aplikacją pieczenie ustawało. Po ok 1,5 tyg już w ogóle nie czułam nieprzyjemnych doznań. 
 Co ważne żel ten tonizuje przestrzeń pod oczami, chłodzi i napina skórę. Bardzo podoba mi się właśnie ten efekt. Co do rozjaśnienia przyznaję, że nie daje mi całkowitego rozjaśnienia, natomiast z pewnością zauważalne. Stosowałam go jakieś 4 miesiące 1-2 razy dziennie sumiennie i u mnie widzę efekt. Myślę, że to dobry produkt dla osób z małymi cieniami.

Produkt jest w formie żelu, bez zapachu, bardzo łatwo się rozprowadza.
Cena: ok 10 zł/15ml.

 Znasz ten produkt, a może znasz inny godny polecenia? Zachęcam Cię do podzielenia się tym w komentarzu.

 Pozdrawiam Emm

niedziela, 17 sierpnia 2014

Pierre Rene Skin Balance cover.

Dziś muszę napisać o tym podkładzie, w zasadzie jestem mu to winna ponieważ katowałam go długo zimą i wiosną. 
Z marką Pierre Rene zetknęłam się właśnie na początku roku czytając moją ulubioną blogerkę. Postanowiłam zobaczyć co też takiego ma w sobie.  Ale do rzeczy... jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o tym produkcie zachęcam Cię do lektury. 



Podkłady mają zaledwie kilka kolorów, nie jest to plusem, natomiast plusem jest zapewne kolorystyka  również dla bladolicych. Osobiście kupiłam kolor 21 Porcelain i... po nałożeniu go przestraszyłam się- był dla mnie zbyt ciemny w okresie zimowo- wiosennym. Dokupując kolor 20
Champagne i mieszając go z 21 uzyskiwałam idealny dla mnie kolor co już było sukcesem biorąc pod uwagę ciemną kolorystykę podkładów wielu firm. Najjaśniejszy odcień nie ma w sobie różu a to już pomoc dla osób z jasną karnacją.








Opakowanie: 

Pojemność standardowa 30 ml. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie zwróciła uwagi na pompkę, która pozwala na wyciśnięcie odpowiedniej ilości z opakowania choć ma tendencję do brudzenia go. Co jest dla mnie małym minusem to szklane opakowanie, co prawda wygląda elegancko ale już przy przewożeniu  nie sprawdza się i trzeba uważać by go nie upuścić. Oprócz tego jest dość ciężka.


Aplikacja: 

Aplikacja nie jest rzeczą niewykonalną, natomiast należy wyczuć ten podkład. Pierwsze kilka razy aplikowałam go pędzlem i niestety robił smugi, musiałam go następnie delikatnie wklepać by jednolicie pokrył twarz. Nie zniechęciłam się i zaczęłam go aplikować palcami i jak dla mnie okazało się to lepszym rozwiązaniem. 

 Krycie i inne moje odczucia:
 
Jako, że jest to podkład według producenta  kryjący, utrzymujący się do 12 godzin nie mogę pominąć tego faktu w mojej recenzji. 
Krycie ma dobre,które można budować nie będę się tego czepiać. Nie czuć go na skórze, wygląda całkiem dobrze po nałożeniu, ale z pewnością nie daje mi tego efektu na 12 godzin. Mam skórę mieszaną i u mnie ściera się po ok 6 godzinach, dosłownie znika z twarzy placami, pomimo utrwalenia pudrem. Ma delikatny efekt matowienia. Mnie nie zapchał, a używałam go kilka miesięcy. Co mi przeszkadza to bardzo intensywny zapach wanilii. Wielkim plusem jest, że nie ciemnieje po nałożeniu. Brawo!!!!!

Dostępność: 

Przyznam, że  dostępność jest raczej kiepska a mieszkam w całkiem sporym mieście. Zakupiłam go przez internet za ok 25 zł. 


Używasz tego podkładu? Podziel się swoimi spostrzeżeniami w komentarzu :) 

Pozdrawiam Emm

czwartek, 14 sierpnia 2014

Wibo Eliksir- pomadka warta uwagi?


Muszę przyznać, że jeszcze rok temu nawet nie chciałam spojrzeć na kosmetyki z tzw. niskiej półki. Będąc w drogerii zawsze omijałam szafy z kosmetykami, które nie są reklamowane w telewizji. Reklama jest dźwignia handlu,  jeśli jest reklamowane to ja chcę to mieć, na pewno jest dobre. Żyłam w takim przekonaniu długo, w zasadzie do czasu gdy zainteresowałam się blogosferą kosmetyczną i zobaczyłam jak bardzo się myliłam. Od tego czasu zaczęłam zaglądać do szaf tanich marek tak wypatrzyłam Wibo. Mam już kilka produktów a wśród nich pomadki Wibo Eliksir, o których poniżej :) 



 Kupiłam dwa kolory nr 04 i 08. Gama kolorystyczna nie jest powalająca jedynie 8 kolorów, natomiast można coś z niej wybrać. 



Producent zapewnia o trwałości tych pomadek większej niż błyszczyka oraz o tym iż nie wysuszają ust i nadają im miękkość.

Trwałość i aplikacja: 

Szminki te nie mają powalającej trwałości, ale spokojnie kilka godzin są na ustach, gorzej jeśli jemy czy pijemy wtedy zostaje na szklance "piękny" odcisk ust. Jak dla mnie zaletą jest to, że schodzą równomiernie,a że są dość dobrze napigmentowane barwią usta, i nawet jeśli szminki już nie ma na ustach zostaje na nich poświata koloru. Nie wchodzą w załamania przynajmniej u mnie i dają uczucie miękkości ust.

Co do aplikacji są jednymi z bardziej miękkich i nie polecam nimi dusić zbytnio bo wtedy widać cząstki szminki na ustach. Konsystencję mają kremową to mi się podoba. Przy delikatnej aplikacji bardzo przyjemnie suną po ustach i wystarczy przejechać nimi jeden raz by uzyskać zadowalający efekt.

Wykończenie:
Nie mają w sobie drobinek,dają delikatny wilgotny efekt. Bardzo ładny zresztą.

Opakowanie: 

Co tu kryć jest kiepsko wykonane, szata graficzna nie powala,w  żaden sposób opakowanie nie przyciąga uwagi i nie zachęca do kupna. Po pewnym czasie przestał działać zatrzask i opakowanie się otwiera co nie pozwala nosić jej swobodnie w torebce i tutaj duży minus. 

Szminki te mają wiele plusów i minusów, natomiast ja osobiście z pewnością zajrzę do szafy Wibo za innym kolorem. 
Zapewnienia producenta nie są bardzo przesadzone.

Cena: ok 9zł

Masz ulubiony produkt marki Wibo, podziel się spostrzeżeniami?


Pozdrawiam Emm

wtorek, 12 sierpnia 2014

Joanna Rzepa Kuracja wzmacniająca do włosów.  

Jakiś czas temu zauważyłam, że moje włosy dosłownie lecą mi z głowy. Podczas czesania na grzebieniu pozostawała cała ich masa. Na podłodze w całym domu widać było moje włosy, a że są czarne i długie nie mogłam ich nie zauważyć. Wpadając w panikę wpadłam do apteki i...  polecono mi tę kurację jako dobrą i niedrogą.




Producent zapewnia, że preparat ten zawiera zestaw bogatych składników: ekstrakt z rzepy oraz inne wyselekcjonowane  ekstrakty naturalne i składniki energizujące. Produkt ma wzmocnić włosy i zapobiec ich przetłuszczaniu się. 






Aplikacja: 

Przyznam, że pomimo tego iż produkt ma konsystencje wody dzięki aplikatorowi można całkiem łatwo go nanieść na skórę głowy. Natomiast należy zrobić to sprawnie bez ociągania od razu wetrzeć w skórę głowy w innym przypadku zajmie się nim grawitacja :). 


Zapach: 

Przyznam, że nie należy do najprzyjemniejszych o ile aromat rzepy nie szczególnie mi przeszkadza, to już wyraźna woń alkoholu już tak. W dwóch słowach  ostry i duszący. 


Moje odczucia po 1,5 miesiąca stosowania 3 razy w tyg.  

Po aplikacji czuć wyraźne pieczenie skóry, na opakowaniu jest informacja, że może wystąpić mrowienie i takowe u mnie za każdym razem występowało dodam, że nie jestem alergikiem. Myślę, że to zasługa nie magicznych składników preparatu, a alkoholu zawartego w sporej ilości.  Preparat ma za zadanie również zapobiegać przetłuszczaniu, a przecież alkohol wysusza skórę głowy po czym ta wydziela sebum w większej ilości. Po wysuszeniu włosy były trochę odbite od skóry, ale to krótkotrwały efekt. 
Co do odrastania włosów spektakularnego efektu nie widzę, pojawiają się nowe włoski ale w niewielkiej ilości, natomiast mały efekt jest. 


Jako, że jest niedroga warto wypróbować, może u Ciebie zadziała lepiej niż u mnie, wszak wszyscy jesteśmy inni. 


Jakie masz sposoby w okresach wypadania włosów? Wpisz komentarz może komuś taka informacja pomóc. Dzięki 


Emm
 Balneum Pielęgnacyjny olejek do kąpieli- czyli małe podkradanie z kosmetyczki dziecka cz 2. 

Przyszedł czas na kolejny produkt, którego nie zawahałam się podkraść od dziecka i użyć przy przesuszeniu skóry. Ten olejek towarzyszy mojemu dziecku od urodzenia i u niego sprawdza się wspaniale. Mam do niego  zaufanie i zawsze jest w kosmetyczce mojej dzidzi. Więc dlaczego by nie skorzystać?



Producent obiecuje, że produkt ma myć, pielęgnować i koić suchą skórę. 




 Jak na mnie działa oraz mojego bobasa? 


Nie mogę się nie zgodzić z tymi założeniami producenta. Stosowałam go dwa tygodnie codziennie dolewając go do kąpieli i kondycja mojej skóry się poprawiła. Gdy było lepiej  odstawiłam go, bo okropnie jest drogi, natomiast wiem że po niego sięgnę w podobnych problemach skóry. Zwyczajnie mi się sprawdził.


 A co do skuteczności na skórę dziecka? Wystarczy fakt, że kupuję go od dwóch lat. Próbowałam zmienić na inne tańsze produkty do kąpieli i zawsze do niego wracałam gdyż działa najlepiej na skórę mojego bobasa. 


 Do czego się mogę przyczepić? 

Opakowanie  jest zaprojektowane  chyba tak by się olejek lał po butelce i następnie lepił, nie sposób wylać preparatu by później nie spłynął po opakowaniu.


Olejek pozostawia na wannie tłustawą warstewkę po wylaniu wody.


Niemniej jednak wybaczam temu olejkowi te dwie małe wady, gdyż korzyść płynąca z jego działania jest o wiele  dla mnie ważniejsza. 


Jak na moje kobiece i matczyne oko jest godny polecenia.



 Cena w aptece:  ok. 70 zł/500ml


poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Bielenda zmywacz do paznokci z witaminą B i olejem sojowym. 

Na zmywacz ten trafiłam zupełnie przypadkiem, kupiłam gdyż w moim sklepiku osiedlowym był tylko on, a ja nie miałam już czasu jechać do sieciowej drogerii. Po czasie czytałam o nim w necie i zdania osób używających ten zmywacz są bardzo podzielone. Postaram się i ja dorzucić swoje kilka groszy.  





Skuteczność:

 Dla mnie najważniejsza w zmywaczu jest łatwość usuwania wszelkich lakierów. Tutaj byłam bardzo mile zaskoczona, preparat doskonale radzi sobie z moimi lakierami. Nie mam co do tego zastrzeżeń, jeśli zmywacz zmywa mi bez dużego wysiłku lakiery z drobinami to dla mnie jest super.


 Zapach:

Nie mam zamiaru ukrywać- zapach jest tragiczny. Bardzo intensywny i drażniący. Jako,że ja lubię szybką akcję ze zmywaniem to robię to sprawnie przy otwartym oknie czy na balkonie i tyle. Jestem w stanie przeboleć zapach jeśli lakier szybko oczyszcza płytkę paznokcia.

Odżywanie paznokci:

Co do tego nie jestem pewna, mam bardzo mocne i zdrowe paznokcie,rzadko zdarza mi się, że są w gorszej kondycji. Nie potrafię stwierdzić czy je odżywia, choć przyznam, że coś w nim jest. Po zmyciu paznokcie nie są suche, są gładkie, pewnie olej sojowy sprawia, że są jakby natłuszczone i lekko błyszczące. Aż chce się po nich miziać. 


Ja osobiście polubiłam ten zmywacz i zużyłam już 3 buteleczki. Choć nie twierdzę, że za jakiś czas z ciekawości nie spróbuję innego.


Pozdrawiam Emm




sobota, 9 sierpnia 2014

Ardell Accent 301 Black - pierwsze bliskie spotkanie ze sztucznymi rzęsami. 

Już od dawna zamierzałam kupić dla siebie sztuczne rzęsy,wielokrotnie byłam zachwycona efektem jaki dają. Moje ochy i achy nad różnicą pomiędzy rzęsami naturalnymi maźniętymi maskarą a doklejonymi nie miały końca. Ja mam dość małe oczy, rzęs nie mam długich i gęstych dlatego postanowiłam powiększyć trochę oko sztucznymi rzęsami. Ponieważ wiele czytałam o rzęsach Ardell postawiłam właśnie na nie. 


Gdy ustaliłam już,że nad firmą nie chcę się za wiele zastanawiać skoro Ardell jest często polecana w internecie jeden problem miałam z głowy... pozostało wybrać model i tutaj masakra.... 
Wybór modeli rzęs Ardell jest ogromny i miałam problem ponieważ nigdy żadnych nie miałam na sobie. Najpierw chciałam kupić Demi Wispies, gdyż są efektowne, po czym martwiłam się, że nie będę potrafiła ich zamontować i kasa pójdzie w błoto. Zdecydowałam się na połówki by na początek poćwiczyć zakładanie.
 Natomiast które wybrać? 318,które są krótszą wersją Demi Wispies czy 301,które są delikatniejsze i polecane właśnie dla małych oczu? Po dłuuugich rozważaniach wybrałam 301. 



Zakładanie: 

Pierwsze założenie  i efekt był marny, jednak za 3 razem już  udało mi się przykleić je prawidłowo. Kurcze okazało się, że  to nic trudnego wystarczy kilka ćwiczeń. Jestem zaskoczona, że to takie łatwe,zajmuje zaledwie kilka minut. Nie ma się czego bać tylko poćwiczyć i cieszyć się pięknym spojrzeniem.

Efekt: 

Jak dla mnie efekt jest bardzo ładny, naturalny i subtelny. Ten model daje zagęszczenie zewnętrznego kącika, dodatkowo rzęsy wyglądają na dłuższe i bardziej podkręcone. Jak dla mnie do codziennego makijażu cudo, natomiast na większe wyjścia niestety nie. Okazuje się, że moje rzęsy ani nie są bardzo krótkie ani oczy nie są zbyt małe :D Następne kupię albo 318 albo Demi Wispies.

Wytrzymałość: 

Wiem jedno, trzeba uważać przy ich oczyszczaniu i to bardzo. Delikatność i cierpliwość wskazana. Ja ostatnio urwałam jeden kosmyk, gdyż za szybko chciałam załatwić sprawę z oczyszczaniem. Drugi raz nie popełnię tego błędu, zwyczajnie szkoda mi tych rzęs, które mogą być zakładane wielokrotnie. 

Klej: 

Używam klej Duo biały, który zastyga na bezbarwny. Trzyma rzęsy cały dzień na swoim miejscu, mnie nie podrażnia. Jak dla mnie super!!



Jeśli używasz tych rzęs daj znać jakie masz odczucia. 

Pozdrawiam Emm


poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Emolium Emulsja do ciała- czyli małe podkradanie z kosmetyczki dziecka cz 1.:) 





  Emulsję poznałam dopiero gdy kupiłam ją dla mojego bobasa, który miał problemy z suchą skórą, miejscami bardzo. Stosuję ją u dziecka od ponad roku i jestem bardzo zadowolona  z efektów.  Nie byłabym sobą gdybym przeszła obok jakiegokolwiek kosmetyku obojętnie dlatego postanowiłam wypróbować go również na sobie. Dla mnie każdy sezon grzewczy odbija się na skórze ciała, wysusza ją na tyle, że miejscami gołym okiem widać przesuszenie i odczuwam nawet lekkie swędzenie, właśnie wtedy postanowiłam wypróbować ten kosmetyk. Używałam go kilka razy w tygodniu na przemian z innymi drogeryjnymi balsamami aż stan skóry poprawił mi się- jakieś 2 miesiące.









Producent zapewnia, że emulsja ma skórę nawilżyć,  zmiękczyć i uelastycznić naskórek,  wzmocnić barierę naskórkową, ograniczyć utratę wody, chronić przed podrażnieniami, wysuszeniem i czynnikami zewnętrznymi.










Wielkim plusem jest opakowanie z pompką, ja wręcz uwielbiam gdy producent stosuje w opakowaniu właśnie to rozwiązanie. Dla mnie jest ono bardzo higieniczne i praktyczne. 
Moim małym marzeniem jest by wszyscy we wszystkich niemal kosmetykach stosowali małe, duże, średnie i malutkie pompki i pompeczki, pompunie- to byłaby dla mnie poezja w wydobywaniu kosmetyków... Ale do rzeczy…

Jak działa na mnie i dzidzię:
Co tu pisać obietnice producenta spełniają  się, kosmetyk działa na 4 poziomach skóra jest nawilżona i ukojona wręcz. Ja obecnie już go nie stosuję, u dziecka nadal codziennie. Nie mam się zbytnio do czego przyczepić bo jest zwyczajnie bardzo dobrym kosmetykiem. Ma  skład niczego sobie ( Olej macadamia, masło shea, urea, trójglicerydy) do tego skoro jest hypoalergiczny i może być stosowany od 1. dnia życia dziecka mogłam śmiało się na niego rzucić. Konsystencja jest lekka, szybko się wchłania i nie pozostawia lepiącego się filmu. No nic dalej będę sobie co jakiś czas Emolium podkradać od dzidzi gdy moja skóra będzie bardzo sucha. 

Co mi przeszkadza?
Jest bezzapachowa, choć chwilę po nałożeniu jest wyczuwalny lekki zapach, nie do końca przyjemny dla mojego nosa, natomiast za to jak działa jestem w stanie to przeżyć i wybaczyć.

Cena w mojej aptece osiedlowej: 53 zł/ 400ml

 


Pozdrawiam Emm

piątek, 1 sierpnia 2014

Dlaczego blog o kosmetykach?

Na pytanie z nagłówka  jestem w stanie jasno odpowiedzieć- bo uwielbiam kosmetyki, ale skąd moja fascynacja? Nie wiem czy to olśnienie, grom z nieba czy może kombinacja genów. Wiem jedno już jako mała dziewczynka miałam manię zamykania się w łazience i buszowania właśnie w kosmetykach wchodząc tym samym w mój mały magiczny świat. Wielką przyjemność sprawiało mi wąchanie kremów, nie omieszkałam oczywiście przetestować takowego oczywiście pamiętając, że ubytku nie mogę zrobić zbyt dużego chcąc uniknąć ewentualnej ustnej reprymendy ze strony właścicielki czyli mojej mamy. I tak będąc małą dziewczynką "testowałam dorosłe kremy". Oczywiste jest, że obojętnie nie przechodziłam obok innych  kosmetyków o konsystencji kremu, testów nigdy za wiele. Natomiast to co wprawiało mnie w zachwyt i szybsze bicie serca w dzieciństwie była mej mamy paletka cieni. Ukradkiem zaglądałam do środka ciesząc się widokiem kilkunastu kolorowych cieni. Miały swój charakterystyczny kosmetyczny zapach, do dziś gdy się bardzo skupię to potrafię go sobie przypomnieć. Drugim moim ulubionym kosmetykiem mamy był puder prasowany umieszczony w pięknym, czarnym opakowaniu do dziś pamiętam jego wytłoczony symbol jaskółki w jednym z rogów. Oczywiście mojej uwadze nie umknęło lusterko w środku i milutki puszek do nakładania pudru. To takie moje przyjemne wspomnienia, natomiast im przybywało mi lat to w mojej kosmetyczce przybywało rodzajów kosmetyków. Dziś nie jestem kolekcjonerką kosmetyków, kupuje je nie by na nie patrzeć, a by ich używać to właśnie przynosi mi przyjemność i pozwala się zrelaksować.  To takie moje chwile zapomnienia, nie przyniesie mi ich czekolada, jedzenie lodów prosto z wiadra, czy szybka jazda. Zwyczajnie lubię kosmetyki cieszę się z efektów ich używania i od teraz chcę się dzielić moimi spostrzeżeniami.  Oczywiście to tak w skrócie, by nie zanudzać tutaj kończę.

Jak droga czytelniczko wspominasz początki własnego zainteresowania się kosmetykami? Napisz proszę w komentarzach.  

Pozdrawiam Emm